piątek, 24 lipca 2009

Ciemność widzę, ciemność czyli o świetle we wnętrzu

Dzisiaj w przerwie między secikiem genialnego sushi a deserem w postaci lodów z zielonej herbaty zahaczyłam o toaletę. Raz, że natura wzywała, dwa - toaleta w Kiku przy Senatorskiej 17/19 (www.kiku.pl) jest miejscem gdzie chętnie spędziłoby się więcej czasu niż te skromne 3 minuty. Ciemne, eleganckie elementy drewniane (dominujące w całym lokalu) plus przyćmione światło, kamyki tu i ówdzie (zen na tapecie) i cudowny zapach egzotycznych kwiatów. Nic tylko siedzieć i nie wychodzić. ;-)
Gdy patrzę w lustro w takim przybytku twarz mi się uśmiecha. Ale niekiedy nadmiernie pracowita pamięć przywodzi na myśl wspomnienie innej toalety. Toalety jak z koszmaru. Zielone, zimne światło, które bezlitośnie pokazywało każdy kawałek meszku na twarzy i pozostałości po wyprysku sprzed pięciu lat. Brrr. Nieważne gdzie. Never-ever.
Światło jest ważne. Nie cierpię światła górnego. A w miejscach gdzie się jada, wydala czy zespala z drugim człowiekiem (a także ćwiczy - ale o tym dalej) akceptuję tylko światło przyćmione - zmysłowe i intymne.
Kiedy projektowałam wnętrza Pracowni Dobrego Zdrowia(www.yogamedica.pl) celowo wybrałam ciemną kolorystykę ścian i ciepłe w barwie światło. Nie ma nic gorszego niż widok własnego (i cudzego - jestem estetką) ciała zaróżowionego od ćwiczeń w blasku zimnych lamp odbitym od zimnych ścian. Brr nr 2.

Brak komentarzy: